Świst. Plusk. Plusk. Plusk. Plusk. Plusk. Plusk. Plusk.
- Siedem. Wygrałeś Atu – powiedziałem kiwając głową z uznaniem.
- Nieprawda, bo oszukiwał – rzekł Windoo – Słyszałem odgłos odbijającego się od wody kamienia rzeczywiście siedmiokrotnie, ale zamiast siedmiu widziałem chyba ze sto kręgów.
- Wiesz nie chce być niemiły Windoo, ale twoja percepcja została zachwiana wskutek picia z rana, w którym tak gustujesz - Atu drapiąc się po głowie, mrugnął do mnie porozumiewawczo. Gdybym cię nie znał być może doradziłbym ci wizytę u okulisty – wzrok Atu spoczął na Windoo, doliczającego się właśnie trzydziestego siódmego kręgu. Chociaż z drugiej strony – podjął po dłuższej chwili - nawet nieznajomi nie są aż tak naiwni.
Windoo i Atu moi najlepsi kumple, obecnie również współlokatorzy. Pamiętam jeszcze, jak biegaliśmy po podwórku w niewyszukanych dresowych spodniach, przy których jeansy pełniły rolę dobra luksusowego. Cóż czasy się zmieniają. Kiedyś chyba nikt nie wyobrażał sobie, że strój olimpijski wkładany odpowiednio często, w całkiem niedalekiej przyszłości stanie się całkiem niezłym, a do tego niezwykle szybkim sposobem mierzenia ilorazu inteligencji, zasobu słów oraz zbioru kompetencji społecznych.
Jedna z wyraźniejszych historii z naszego, wspólnego dzieciństwa miała miejsce w dniu po losowaniu numerów Dużego Szczotka, kiedy to dzień wcześniej padła główna wygrana będąca wynikiem kolejnych, dziesięciu kumulacji. Nie tylko była to najwyższa wygrana pieniężna w historii Katalizatora Sportowego, lecz również nagroda, którą miał odebrać jeden z mieszkańców naszego miasta. W związku z tym Atu wpadł na genialny pomysł: „Pójdziemy do kolektury i powiemy, że to my posiadamy szczęśliwy los, więc chcemy by wypłacono nam wygraną w gotówce.” Plan był na tyle dobry, że razem z Windoo od razu na niego przystaliśmy.
Kiedy dotarliśmy do szczęśliwej kolektury przywitał nas uśmiech pracującej tam kobiety: „Co chłopcy ? Również słyszeliście o wygranej i chcieliście poczekać na szczęśliwca, by móc się jemu przyjrzeć ?” Wszyscy w trójkę pokręciliśmy przeczącą głową, a odezwał się Atu, z racji tego, że zawsze cechował się najmilszą aparycją i był najbardziej reprezentatywny z całej trójki: „Nie. Przyszliśmy odebrać główną nagrodę.” Spokój z jakim to powiedział wzbudził podziw nie tylko wśród nas, lecz również w pani pracującej w kolekturze, jednak chwilę później ustąpił on przed jej nieufnością: „Przykro mi. Nie wyglądacie na pełnoletnich, więc nawet jeśli wygraliście w co osobiście wątpię, po odbiór nagrody musicie się zgłosić z rodzicami.” „Ależ proszę pani – wyraźne zniecierpliwienie dało się dostrzec na twarzy Atu – Skreśliliśmy liczby. Kupiliśmy los. Wygraliśmy i chcemy odebrać naszą wygraną !” „Powiedziałam, bez rodziców nie ma mowy!” „Chce-my na-szą wy-gra-ną – cedził Atu przez zaciśnięte zęby”. „Nie!” - krzyknęła kobieta i pokazała nam na wyjście.
Cóż. Wyraźnie nas nie doceniła. Myślała, że ma do czynienia ze zwyczajnymi dziećmi. Nie wiedziała, że Windoo, Atu i Javier nie poddają się bez walki ...
- Siedem. Wygrałeś Atu – powiedziałem kiwając głową z uznaniem.
- Nieprawda, bo oszukiwał – rzekł Windoo – Słyszałem odgłos odbijającego się od wody kamienia rzeczywiście siedmiokrotnie, ale zamiast siedmiu widziałem chyba ze sto kręgów.
- Wiesz nie chce być niemiły Windoo, ale twoja percepcja została zachwiana wskutek picia z rana, w którym tak gustujesz - Atu drapiąc się po głowie, mrugnął do mnie porozumiewawczo. Gdybym cię nie znał być może doradziłbym ci wizytę u okulisty – wzrok Atu spoczął na Windoo, doliczającego się właśnie trzydziestego siódmego kręgu. Chociaż z drugiej strony – podjął po dłuższej chwili - nawet nieznajomi nie są aż tak naiwni.
Windoo i Atu moi najlepsi kumple, obecnie również współlokatorzy. Pamiętam jeszcze, jak biegaliśmy po podwórku w niewyszukanych dresowych spodniach, przy których jeansy pełniły rolę dobra luksusowego. Cóż czasy się zmieniają. Kiedyś chyba nikt nie wyobrażał sobie, że strój olimpijski wkładany odpowiednio często, w całkiem niedalekiej przyszłości stanie się całkiem niezłym, a do tego niezwykle szybkim sposobem mierzenia ilorazu inteligencji, zasobu słów oraz zbioru kompetencji społecznych.
Jedna z wyraźniejszych historii z naszego, wspólnego dzieciństwa miała miejsce w dniu po losowaniu numerów Dużego Szczotka, kiedy to dzień wcześniej padła główna wygrana będąca wynikiem kolejnych, dziesięciu kumulacji. Nie tylko była to najwyższa wygrana pieniężna w historii Katalizatora Sportowego, lecz również nagroda, którą miał odebrać jeden z mieszkańców naszego miasta. W związku z tym Atu wpadł na genialny pomysł: „Pójdziemy do kolektury i powiemy, że to my posiadamy szczęśliwy los, więc chcemy by wypłacono nam wygraną w gotówce.” Plan był na tyle dobry, że razem z Windoo od razu na niego przystaliśmy.
Kiedy dotarliśmy do szczęśliwej kolektury przywitał nas uśmiech pracującej tam kobiety: „Co chłopcy ? Również słyszeliście o wygranej i chcieliście poczekać na szczęśliwca, by móc się jemu przyjrzeć ?” Wszyscy w trójkę pokręciliśmy przeczącą głową, a odezwał się Atu, z racji tego, że zawsze cechował się najmilszą aparycją i był najbardziej reprezentatywny z całej trójki: „Nie. Przyszliśmy odebrać główną nagrodę.” Spokój z jakim to powiedział wzbudził podziw nie tylko wśród nas, lecz również w pani pracującej w kolekturze, jednak chwilę później ustąpił on przed jej nieufnością: „Przykro mi. Nie wyglądacie na pełnoletnich, więc nawet jeśli wygraliście w co osobiście wątpię, po odbiór nagrody musicie się zgłosić z rodzicami.” „Ależ proszę pani – wyraźne zniecierpliwienie dało się dostrzec na twarzy Atu – Skreśliliśmy liczby. Kupiliśmy los. Wygraliśmy i chcemy odebrać naszą wygraną !” „Powiedziałam, bez rodziców nie ma mowy!” „Chce-my na-szą wy-gra-ną – cedził Atu przez zaciśnięte zęby”. „Nie!” - krzyknęła kobieta i pokazała nam na wyjście.
Cóż. Wyraźnie nas nie doceniła. Myślała, że ma do czynienia ze zwyczajnymi dziećmi. Nie wiedziała, że Windoo, Atu i Javier nie poddają się bez walki ...
1 komentarz:
niezle te nazwy... katalizator sportowy haha ;) pomysłowy jesteś :)
Prześlij komentarz