Znając nas powierzchownie można było pomyśleć, że coś takiego, jak melancholia, nie dotyczy wiecznie roześmianych chłopaków, a jednak nie była to prawda. Nawet przed sobą próbowaliśmy udawać, że nasze życie jest poukładane i cechuje je spójność oraz harmonia. Brakowało nam wyraźnego celu, przez co każdy uciekał w swoją własną strefę wątpliwego komfortu.
Windoo pił zdecydowanie najwięcej. O ile krowa ma cztery żołądki, o tyle on ma cztery wątroby. Przynajmniej tak twierdzili ludzie, którzy wytrzeszczając oczy nie mogli się wprost nadziwić jak chłopak o tak drobnej posturze, może pić wódkę szklankami. Pomimo tej niecodziennej umiejętności, miał niebywałą wręcz słabość do pomarańczowej Grenlandii, którą pijał nie szklankami, a kieliszkami, nazywając ją przy tym smaczną. Za każdym razem tłumacząc zainteresowanym, że nie pije tak po prostu dla picia, lecz dla wyższych walorów smakowych.
Atu. Wysoki, dobrze zbudowany brunet o ciemnej karnacji. Wiele dziewczyn za nim szalało. On za nimi też – przynajmniej tak mogło się wydawać, obserwując go z dystansu, bez znajomości jego osoby. Praktycznie codziennie można było zobaczyć w naszym mieszkaniu inną. Czasami przychodziła pora refleksji. Atu z nieobecnym wzrokiem patrząc w dal, powtarzał, że jutro się zmieni. Zakocha naprawdę i zaplanuje wspólną przyszłość z wybranką swego serca. Razem z Windoo kiwaliśmy głowami, po cichu czyniąc zakłady o to, czy w nadchodzącym tygodniu uda mu się poprawić rekord wynoszący jedenaście panienek w ciągu siedmiu dni.
Praca była tym, o czym jak najszybciej chciałem zapomnieć. Jednak jak można zapomnieć o czymś, z czym ma się styczność na co dzień, od poniedziałku do piątku ? „Po gwoździe Politechsa Bill Gates z Ameryki przyjeżdża.”, albo „Politechs jest niebylejaki dziewczyny, chłopaki!” - to miały być hasła, reklamujące naszą firmę, nie tylko w Polsce, lecz również za granicą! Najbardziej w tym wszystkim dobijał mnie nie tyle fakt, że pracowałem w firmie produkującej gwoździe, śrubki oraz nakrętki, czy same hasła reklamowe, lecz to, że to właśnie ja byłem ich twórcą. Propozycje ambitnych sloganów oraz kampanii marketingowych, były systematycznie odrzucane przez szefa. Nie chciał wyróżniać się na tle konkurencji, wolał zadowolić się miernotą, by przypadkiem nie odstawać. A ja ? Wymyślałem nowe, coraz gorsze hasła, ponieważ zarabiałem świetne pieniądze i mogłem się pochwalić tytułem wicedyrektora w rozwijającej się prężnie firmie z sektora metalurgicznego.
Jak zwykle wieczorem mieliśmy odreagować cały dzień. Po niezbyt głębokim namyśle, stwierdziliśmy, że pójdziemy do klubu „Alemaniura”, gdzie w środy wpuszczali dziewczyny, które noszą staniki 90 C i większe. W jaki sposób selekcjonerzy mogli to stwierdzić ? Albo mieli noktowizory w oczach, albo znali się z dziewczynami doskonale – osobiście obstawiałbym to drugie.
Przed wejściem stał jeden z nich. Jeden rzut oka i Atu mógł wchodzić. Obejrzał skórzane buty Windoo, jego nowe spodnie oraz dobrze dopasowaną koszulę, po czym mój drugi współlokator uzyskał pozwolenie na wejście do klubu. Później zaczął dokładnie się przyglądać moim ubraniom. Tak jak w przypadku Windoo zaczął od butów. Kiedy skończył, nawet się nie poruszył, tylko stał tak jak stał, wpatrując się we mnie uważnie.
- Pozwól mu wejść. On jest z nami. - Atu postanowił mi pomóc.
- Dokładnie. Jesteśmy w trójkę, - swoje wsparcie okazał również Windoo.
Selekcjoner nawet nie drgnął, cały czas wpatrując się we mnie badawczo. W końcu kiwnął z uznaniem głową, po czym mrugnął do mnie porozumiewawczo, wyciągając przy tym dłoń.
- Apolinary jestem. Dobrze grał, nie ? Szkoda, że trzeciego seta przegrał pięć do siedmiu.
- ... - Po prostu zaniemówiłem, nie mając kompletnie pojęcia do czego może zmierzać Apolinary.
- Napis na twojej koszulce. Barack Obama to dla mnie najlepszy grajek w tenisa na świecie.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć na temat tenisowego talentu Obamy, Atu i Windoo zaciągnęli mnie do środka, gdzie przez dłuższą chwilę mina zdziwionego orangutana nie chciała zniknąć z mojej twarzy.
Windoo pił zdecydowanie najwięcej. O ile krowa ma cztery żołądki, o tyle on ma cztery wątroby. Przynajmniej tak twierdzili ludzie, którzy wytrzeszczając oczy nie mogli się wprost nadziwić jak chłopak o tak drobnej posturze, może pić wódkę szklankami. Pomimo tej niecodziennej umiejętności, miał niebywałą wręcz słabość do pomarańczowej Grenlandii, którą pijał nie szklankami, a kieliszkami, nazywając ją przy tym smaczną. Za każdym razem tłumacząc zainteresowanym, że nie pije tak po prostu dla picia, lecz dla wyższych walorów smakowych.
Atu. Wysoki, dobrze zbudowany brunet o ciemnej karnacji. Wiele dziewczyn za nim szalało. On za nimi też – przynajmniej tak mogło się wydawać, obserwując go z dystansu, bez znajomości jego osoby. Praktycznie codziennie można było zobaczyć w naszym mieszkaniu inną. Czasami przychodziła pora refleksji. Atu z nieobecnym wzrokiem patrząc w dal, powtarzał, że jutro się zmieni. Zakocha naprawdę i zaplanuje wspólną przyszłość z wybranką swego serca. Razem z Windoo kiwaliśmy głowami, po cichu czyniąc zakłady o to, czy w nadchodzącym tygodniu uda mu się poprawić rekord wynoszący jedenaście panienek w ciągu siedmiu dni.
Praca była tym, o czym jak najszybciej chciałem zapomnieć. Jednak jak można zapomnieć o czymś, z czym ma się styczność na co dzień, od poniedziałku do piątku ? „Po gwoździe Politechsa Bill Gates z Ameryki przyjeżdża.”, albo „Politechs jest niebylejaki dziewczyny, chłopaki!” - to miały być hasła, reklamujące naszą firmę, nie tylko w Polsce, lecz również za granicą! Najbardziej w tym wszystkim dobijał mnie nie tyle fakt, że pracowałem w firmie produkującej gwoździe, śrubki oraz nakrętki, czy same hasła reklamowe, lecz to, że to właśnie ja byłem ich twórcą. Propozycje ambitnych sloganów oraz kampanii marketingowych, były systematycznie odrzucane przez szefa. Nie chciał wyróżniać się na tle konkurencji, wolał zadowolić się miernotą, by przypadkiem nie odstawać. A ja ? Wymyślałem nowe, coraz gorsze hasła, ponieważ zarabiałem świetne pieniądze i mogłem się pochwalić tytułem wicedyrektora w rozwijającej się prężnie firmie z sektora metalurgicznego.
Jak zwykle wieczorem mieliśmy odreagować cały dzień. Po niezbyt głębokim namyśle, stwierdziliśmy, że pójdziemy do klubu „Alemaniura”, gdzie w środy wpuszczali dziewczyny, które noszą staniki 90 C i większe. W jaki sposób selekcjonerzy mogli to stwierdzić ? Albo mieli noktowizory w oczach, albo znali się z dziewczynami doskonale – osobiście obstawiałbym to drugie.
Przed wejściem stał jeden z nich. Jeden rzut oka i Atu mógł wchodzić. Obejrzał skórzane buty Windoo, jego nowe spodnie oraz dobrze dopasowaną koszulę, po czym mój drugi współlokator uzyskał pozwolenie na wejście do klubu. Później zaczął dokładnie się przyglądać moim ubraniom. Tak jak w przypadku Windoo zaczął od butów. Kiedy skończył, nawet się nie poruszył, tylko stał tak jak stał, wpatrując się we mnie uważnie.
- Pozwól mu wejść. On jest z nami. - Atu postanowił mi pomóc.
- Dokładnie. Jesteśmy w trójkę, - swoje wsparcie okazał również Windoo.
Selekcjoner nawet nie drgnął, cały czas wpatrując się we mnie badawczo. W końcu kiwnął z uznaniem głową, po czym mrugnął do mnie porozumiewawczo, wyciągając przy tym dłoń.
- Apolinary jestem. Dobrze grał, nie ? Szkoda, że trzeciego seta przegrał pięć do siedmiu.
- ... - Po prostu zaniemówiłem, nie mając kompletnie pojęcia do czego może zmierzać Apolinary.
- Napis na twojej koszulce. Barack Obama to dla mnie najlepszy grajek w tenisa na świecie.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć na temat tenisowego talentu Obamy, Atu i Windoo zaciągnęli mnie do środka, gdzie przez dłuższą chwilę mina zdziwionego orangutana nie chciała zniknąć z mojej twarzy.
..................................................................
Zdziwiony orangutan – Mina wyrażające ogromne zdumienie. Charakteryzuje się wysoko podniesionymi brwiami, wytrzeszczonymi oraz szeroko otwartymi oczyma. Najczęściej przybierają ją ludzie, którzy jeszcze nie jedno w życiu zobaczą lub usłyszą, przez co na dłuższą, bądź krótszą chwilę zostanie zachwiany ich wizerunek świata.
3 komentarze:
dobre hehe tylko szkoda ze wymyslasz takie dziwne nazwy Apolinarny czy alemaniura, fajniej jakby to bylo bardziej z zycia wziete, wtedy czytelnik moglby sie utozsamiac jeszcze bardziej a tak czyta sie te nazwy jakby byly z kosmosu.
nie, nie jak z kosmosu, tylko z równoległej do naszej rzeczywistości ;) w której przecież świat może wyglądać dokładnie jak nasz, a nazwy mogą być podobne, ale nie do końca...i jak dla mnie, są "na miejscu" (póki mogę je bez problemu wymówić).
mi tam te nazwy nie przeszkadzają, wlasnie sie wydają dosc... osobliwe;p
a no i jeszcze jedno...
mnie by nie wpuscili w srode w tamto miejce... co za pech ;( to bylo okrutne... hehe
Prześlij komentarz