piątek, 20 lutego 2009

5

   Kiedy doszedłem do siebie, zdałem sobie sprawę, że nie ma obok mnie Atu. Po krótkiej chwili dostrzegłem, że zdążył już poderwać jakąś blondynkę, której właśnie prezentował swe umiejętności taneczne na parkiecie. Windoo też gdzieś zniknął. Nie musiałem nawet zgadywać, gdzie go znajdę. Z całą pewnością stał w kolejce do baru, gdzie jego kubki smakowe z niecierpliwością zaczynały przygotowywać się do spotkania z pomarańczową Grenlandią. 
   Niedaleko miejsca, gdzie stałem, zobaczyłem samotnie siedzącą szatynkę. Podszedłem do jej stolika i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, zadała mi pytanie, które w jej odczuciu, z pewnością miało być dowcipem.
   -  Jaka jest różnica między bluzką, a facetem ?
  - Nie mam najmniejszego pojęcia – odpowiedziałem, żałując w duchu, że wcześniej nie pomyślałem o ucieczce.
   - Bluzka tak szybko Ci się nie znudzi, poza tym zawsze spełni Twe pragnienia – po czym nie czekając na moją reakcję, zaczęła się śmiać – Hahahahahahahaha – całe szczęście, że klub nie kończy się na jednej dziewczynie. 
   Ósmy cud świata. Upragnione letnie słońce. Nie! Ono jest zbyt powszednie. Najpiękniejszy z pięknych snów. Po prostu ideał. Zaledwie kilka stolików dalej siedziała przepiękna brunetka. Jak dla mnie jedenaście na dziesięciostopniowej skali. Jej oczy były tak głębokie, że wpatrując się w nie, miałem wrażenie, jakbym wręcz się w nich zanurzał. Na pełnych, a do tego cudownie kształtnych ustach zaczął rysować się uśmiech, kiedy spytałem się, czy mogę się dosiąść.
   - Michał jestem.
  - Julia. - przedstawiła się kobieta, będąca z pewnością z innego krańca Drogi Mlecznej. Wpatrywałem się w nią nie mogąc oderwać od niej wzroku. Czas stanął w miejscu, Ziemia przestała się obracać. Spoglądać jedynie na nią. Nie istnieje nic – tylko jej cudowne oczy. 
   - Czekaj chwilę. - z błogiego stanu do rzeczywistości, powoli przywracały mnie jej słowa - Pójdę tylko jebnąć szczochem i wracam.
   Pomarańczowa Grenlandia stała na stole, a wokół niej były poustawiane kieliszki do wódki. Windoo wpatrywał się w nią uważnie, cały czas kiwając przy tym energicznie głową. W końcu, gdy jego oczy napotkały moje, uśmiechnięty półksiężyc z całym swym szczęściem zaczął jaśnieć na jego twarzy. Zupełnie mechanicznie z miną zdziwionego orangutana pokiwałem głową – ten dzień nie mógł się przecież skończyć inaczej. 

1 komentarz:

sztuśka pisze...

Cieszy mnie niezmiernie, że nie ma wątków romantycznych (jak na razie). Z tym "szczochem" było niezwykle okrutnie przesympatyczne...sama pamiętam, jak jako nastolatka mówiłam: odcedzić kartofelki - cholernie mi się to wtedy podobało, jak również zaskoczenie na twarzy rozmówcy..bo dziewczyna i odcedzić kartofelki :P